Od jakiegoś czasu nie lubię spędzać wakacji w hotelu z opcją all inclusive i w ogóle w hotelu. Oczywiście nie od razu tak było. Zaczynaliśmy pewnie jak wielu z was. Wakacje z biura podróży, wczasy we dwoje, hotel 3 – gwiazdkowy, potem apetyt i preferencje rosły, dwa tygodnie w hotelu z opcją all inclusive, coraz więcej atrakcji, ciekawsze miejsca… Kiedy poznałam mojego męża, zaczęliśmy spędzać wakacje razem w coraz to nowych krajach i różnych hotelach. Przeglądaliśmy katalogi, sprawdzaliśmy oferty, a i tak nigdy nie było idealnie. Z czasem zaczęliśmy jeździć ze znajomymi i naszymi dziećmi. Kiedy pojawiły się dzieci, nasze oczekiwania wzrosły, no bo przydałby się większy pokój, a najlepiej dwa, a to znowu kosztowało dużo więcej. W końcu zaczęliśmy wynajmować domy w trzy rodziny. I to się okazało strzałem w dziesiątkę. Do dziś mam w pamięci piękny, kamienny dom, który wynajęliśmy w Toskanii:
Teraz nikt mnie nie namówi na spędzenie dwóch tygodni w hotelu all inclusive. Dlaczego? Oto moich 10 minusów:
1. Za małe pokoje
Dla naszej rodzinki, sztuk 5, musiałabym wynająć (i zapłacić!) za przynajmniej apartament dwupokojowy, żeby było nam wygodnie. Niestety, spędzanie wakacji w jednym pokoju z trójką, a nawet i dwójką dzieci to dla mnie trudny temat. Brak miejsca, brak intymności, brak możliwości spędzenia romantycznego wieczoru przy tv 🙂 (z dziećmi imprezy nocne odpadają). Poza tym pokoje hotelowe to zwykle bezduszne, wykafelkowane pomieszczenia, bez opcji wyjścia do ogrodu. Wynajmując dom, zwykle mam do dyspozycji salon, kuchnię, taras i ogród, czyli dużo więcej dodatkowej przestrzeni, z której korzystamy wspólnie z przyjaciółmi.
2. Walka o leżaki przy basenie
Niestety, zwykle przy hotelowym basenie nie ma wystarczająco dużo miejsca na leżaki. Dlatego czasami trzeba było zająć leżak jeszcze przed śniadaniem, a najlepiej o 6 rano, żeby go w ogóle mieć. Oczywiście najbardziej oblegane były te przy basenie dla dzieci. Trzeba było zarzucić ręcznik na leżak i już zajęty! No tragedia. Jeśli dom, który wynajmuję nie ma basenu, korzystamy z pobliskich plaż, szukamy fajnych miejsc i tym samym poznajemy kraj, do którego wyjechaliśmy. Nie spędzam dwóch tygodni, leżąc w jednym miejscu i czekając na kolejne posiłki.
3 Muzyka
Głośna i beznadziejna muzyka na basenie do późna. Czy chcesz czy nie chcesz musisz słuchać zamiast odpoczywać w spokoju. Do tego wrzask dzieci i innych ludzi – czasami naprawdę jest dosyć gwarno. Wolę plaże z szumem morza, najlepiej bez tłoku albo w ogóle bez ludzi, jak na przykład mieliśmy na Korsyce.
4. Ogrom jedzenia
Masa różnych potraw, które chce się od razu zjeść, a po tygodniu nie wiadomo co wybrać, bo wszystko już się znudziło. Albo odwrotnie: tak nędzna kuchnia, że nie wiadomo co zjeść, żeby się najeść. Kiedy spędzam wakacje z przyjaciółmi w wakacyjnym domu, gotujemy sami albo korzystamy z lokalnych restauracji w godzinach dla nas odpowiednich. Nie musimy się spieszyć ani organizować zwiedzania, żeby zdążyć na posiłek, który w hotelu jest w wyznaczonych godzinach.
5. Brak prywatności
Pełno ludzi, z którymi musisz dzielić przestrzeń. Różne narodowości, które czasami trzeba znosić: wulgarnych Rosjan, pijanych Angoli, zresztą i Polacy nie lepsi. No cóż, nawet podczas wyjazdów z przyjaciółmi też zdarzają się jakieś kłótnie czy nieporozumienia, ale szybko dochodzimy do porozumienia, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie. Poza tym przyjemnie jest spędzić czas z kimś, kogo się lubi i zna.
6. Beznadziejne drinki i napoje
Drinki, które masz w cenie, są przygotowywane na kiepskiej jakości alkoholach, na najtańszych, miejscowych. Chyba lepiej kupić butelkę lokalnego wina, delektować się nowymi smakami i nie dopłacać za all inclusive. O sokach nie wspomnę. Pamiętam jak będąc w ciąży nie mogłam napić się nic innego oprócz gazowanych, słodkich napojów.
Przeczytaj artykuł o historii włoskiej grappy.
7. Ciężko się ruszyć z hotelu
Ogrom atrakcji: animacje dla dzieci, wieczorne show, ćwiczenia w basenie sprawiają, że ciężko się wyjść z hotelu i w efekcie spędzamy wakacje leżąc przy basenie.
8. Nie poznajemy lokalnych smaków
Opłacone jedzenie, gdzie mamy śniadanie, obiad, podwieczorek, przekąski i kolację, sprawia, że w ogóle nie korzystamy z lokalnych restauracji, natomiast jemy, jemy i jemy. Poza tym stałe pory jedzenia wiążą nas z hotelem, a pomiędzy posiłkami naprawdę trudno cokolwiek zwiedzić.
9. Brak charakteru
Spędzamy urlop w jakichś blokowiskach, czasami w beznadziejnych pokojach przy ziemi (często Polacy mają gorsze pokoje niż np. Niemcy) albo w zamkniętych enklawach z prywatną plażą, gdzie tuż za płotem szerzy się bieda, wojna albo jakiś plac budowy. Ważne, żeby dzieci miały zjeżdżalnię, a my święty spokój.
10. Z dziećmi ciężko spędzić miły wieczór
Nie da się ich zostawić samych w pokoju i siedzieć z nimi do późna w restauracji. Trudno też zaprosić znajomych do pokoju i posiedzieć z nimi i pogadać, kiedy obok śpią dzieci. Mając wynajęty dom, jest więcej możliwości. Zwykle jedziemy w towarzystwie przyjaciół, więc kiedy dzieciaki idą spać, siadamy na tarasie i gadamy do późna, planując kolejne wycieczki albo śmiejąc się z różnych żarcików.
Jednak rozumiem, że niektórzy mają inne preferencje. Wyczerpująca praca, do tego nadgodziny w domu, aż się chce, żeby w końcu ktoś za nas zrobił wszystko. Żeby dziećmi zajęli się animatorzy, a my żebyśmy spędzili czas śpiąc, leżąc i nic nie robiąc. Są pewnie i takie hotele, o których mogę pomarzyć ze względów finansowych, na przykład te piękne domki na Mauritiusie czy Sri Lance. Może się kiedyś skuszę na taki luksus, ale to dopiero jak dzieci wyrosną i nie będę musiała ich ciągnąć ze sobą.
A wy jakie macie odczucia? Spędzacie czas w hotelu all inclusive, pod namiotem, na kempingach? Jakie są zalety i wady takich wakacji? Zapraszam do dyskusji!
Oj tak …. osobiście wole wynająć dom, domek, cokolwiek co ma więcej niż jeden pokój, zero sąsiadów obcych za ścianą i wspólną klatkę schodową.
W końcu na wakacjach chcemy pobyć ze sobą, z dziećmi, czasem z przyjaciółmi, a nie z obcymi.
Nigdy nie byłam na wakacjach all inclusive – zawsze na własną rękę, a w Toskanii chyba mieszkałyśmy w tym samym domu ? albo wszystkie są tam baaardzo podobne – stare kamienne na wzgórzu porośniętym oliwkami i figami ???
Te domy w Toskanii, to bajka – nastrój, klimat i te kamienne budynki, dla mnie super!
A dom nazywał się Il Migliuli – gdybyś chciała kiedyś się tam wybrać 🙂
to nie w tym samym… ja mieszkałam w willi I Sorbi 🙂 na pewno jeszcze wrócę do Toskanii 🙂