Istria na 7 dni – to był nasz plan na tegoroczną majówkę. Tam właśnie zamierzaliśmy spędzić najdłuższy weekend w roku. Okazało się, że zwiedzanie miast i miasteczek rozciągnęło się przez trzy kraje, od Puli aż po sam Triest, i objęło wiele ciekawych zabytków i cudnych, małych miasteczek wzdłuż wybrzeża. Czas na zwiedzanie przeplataliśmy wycieczkami rowerowymi i tak minął bardzo intensywny tydzień na półwyspie.
Istria jest świetną destynacją na długi weekend, ale też na wakacje, choć chyba większość Polaków jeździ do Dalmacji. Jednak na Istrię jest stosunkowo blisko i gdy naprawdę mało mamy czasu, to ta odległość robi swoje.
Półwysep ma bardzo bogatą historię, sięgającą czasów rzymskich. Widać tu wpływy włoskie w architekturze i w miasteczkach, w których można znaleźć pozostałości budowli z czasów rzymskich: amfiteatry, świątynie czy forum. Również miasta trochę przypominają te włoskie, szczególnie Rovinj. Dlatego też oprócz wycieczek rowerowych, nasz wyjazd obfitował w zwiedzanie i spacerowanie po turystycznych miejscowościach.
Jak dojechać na Istrię
Zwykle jeździmy na zachód, więc kierujemy się w stronę Niemiec, tu musieliśmy wybrać przeciwną stronę. Jadąc A4, odbiliśmy na Ostravę i po przekroczeniu granicy zaczęły się problemy. Jak wiadomo, poruszając się czeskimi autostradami, trzeba być zaopatrzonym w winietę. Pojechaliśmy więc do pierwszej stacji benzynowej kupić takową. Niestety, brak. W drugiej to samo, w trzeciej też. Kupiliśmy chyba w piątej, ale nie muszę Wam chyba mówić, jak nam to rozbiło podróż. Takie zjeżdżanie z trasy co chwilę i wysiadanie, a potem nerw z powodu braku winiety, nie posłużył przyjemnej jeździe. Mało tego, co chwilę były roboty drogowe, korki i ogólny tłok na trasie. Mogliśmy jechać nocą i to chyba byłaby lepsza opcja, ale tej nocy nasi znajomi stali w kilkugodzinnym korku z powodu wypadku na A4, wiec czasowo było to samo. Ale gdyby nie te zdarzenie, pewnie jazda byłaby przyjemniejsza.
Po przejechaniu Czech, przejechaliśmy znośnie Austrię, nie licząc mało przepustowego odcinka zwykłej drogi do Wiednia, i skierowaliśmy się na Słowenię. Tu aż do wybrzeża jechało nam się bardzo dobrze. Luz na drodze, przyjemne krajobrazy i spokój. Korek zaczął się dopiero na granicy. Dojechaliśmy do niej zwykłą drogą od miejscowości Koper. Co było dla nas trochę dziwne, sprawdzali dokumenty i to blokowało dosyć mocno ruch. Po wjechaniu do Chorwacji, prawie od samej granicy jechaliśmy w kierunku Rovinj autostradą.
Ogólnie dojazd był męczący. Rzadko jeździmy w dzień, ale nie mogliśmy się wybrać i w końcu postanowiliśmy jednak przespać się i wyjechać rano. Jednak komfort jazdy znacznie odbiegał od przyjemniej jazdy pustą autostradą w godzinach nocnych. Poza tym dzieci były już naprawdę zmęczone jazdą, a ile można spać w dzień? Nasz najmłodszy syn, lat 5, z nudów zaczął wygłupiać się z braćmi, a wiecie jak działa na kierowcę hałas z tyłu. To była masakra i już pod koniec mieliśmy naprawdę dość tej jazdy. Na szczęście nasz kemping zrekompensował nam bolączki podróży.
Gdzie spać na Istrii
Szukając noclegu, mieliśmy na oku 3 lokalizacje, wszystkie w okolicy Rovinj, bo chcieliśmy bardzo pobyć w tym mieście. Moja przyjaciółka miała namiar na bardzo fajne domki, ale nam one nie pasowały. Nie dość, że były drogie, to nasze dzieci musiałyby spać w salonie. To jest wyjście, ale w przypadku jednej, góra dwóch osób, ale nie trzech. Musieliśmy mieć przynajmniej dwie sypialnie w rozsądnej cenie – przecież to tylko majówka.
W końcu udało nam się namierzyć dwa całkiem fajne kempingi Vestar i Polari (bliżej Rovinj). Ostatecznie wybraliśmy Vestar i to był dobry wybór. Po raz pierwszy od nie wiem kiedy nie miałam zastrzeżeń co do domku. Nowe, ładnie urządzone, z 3 sypialniami i mały salonikiem z kuchnią. TV, klima, dwie łazienki i piękny, duży taras ze stołem i leżakami – no, cud malina! Nie wzięliśmy niestety przypinek do rowerów i musiały stać w salonie, co nam zaburzało znacznie przestrzeń, więc jeśli wybieracie się z takim bagażem, warto pomyśleć o zabezpieczeniu, żeby nie trzymać sprzętu w środku domku, bo tam naprawdę jest mało miejsca.
Przed domkiem mieliśmy mały skwerek, gdzie biegały dzieciaki, blisko do morza i knajpek, a kawałek dalej schowane między domkami były bardzo fajne baseny dla dzieci (oprócz aquaparku). Ponieważ było to poza sezonem, większość atrakcji była zamknięta, więc wyobrażam sobie, że latem jest tam naprawdę co robić. Drugi kemping, który braliśmy pod uwagę – Polaris – znajdował się bliżej Rovinj, ale zupełnie nie spodobał mi się, gdy przez niego przejeżdżaliśmy. Bardzo rozległy, domki takie sobie, plaża, podobnie jak w Vestar, wąska, ale dłuższa.
Aktywny wypoczynek
Istria jest super, jeśli lubicie jeździć na rowerach. Można tu dużo pokręcić rekreacyjnie, mając w przyczepce lub na ogonie chmarę dzieci. Cała nasza grupa, osób 9 w różnym wieku, przetestowała kilka ścieżek. Większość tras rowerowych to głównie szutrowe drogi, więc przyda się amortyzator i odpowiednie, grube opony. Najwięcej można pojeździć ścieżkami wzdłuż morza, w Parku Krajobrazowym Kamenjak i na trasie rowerowej Parenzana. Jak na takie rekreacyjne jeżdżenie, jak my zwykle mamy w zwyczaju, daliśmy spokojnie radę, choć miejscami było dość męcząco. No ale wiadomo, trudno znaleźć trasę, którą by się jechało ciągle z góry 😉
Kamenjak
Staraliśmy się jeździć rowerami jak najwięcej, więc 2 dni przeznaczyliśmy na całodniowe wycieczki na dwóch kółkach. Pierwsza miała miejsce w Parku Kamenjak. Jest to najbardziej wysunięty na południe punkt półwyspu Istria. Cały przylądek jest pod ochroną, ale odbywa się tu ruch. Głównie rowerowy, ale za opłatą można też wjechać samochodem. Niestety te samochody robiły mnóstwo kurzu na szutrowej drodze i bardzo przeszkadzały rowerzystom. Wzdłuż wybrzeża rozciągają się tu piękne plaże, miejsca piknikowe, można obserwować ptaki i podziwiać chronioną roślinność. Jechało się znośnie, choć droga miejscami była kamienista, wąska i stroma, ale to zależało od wybranej trasy. Jadąc główną drogą i znosząc obecność samochodów, było w miarę wygodnie, choć na drodze unosił się biały pył i kurz. Na przylądku spędziliśmy tam pół dnia, z czego sporą część czasu w Safari Barze.
Już z daleka widać było wieżę widokową i karuzelę, ale w środku bar skrywał jeszcze wiele szalonych atrakcji dla dzieci i dorosłych. Czuliśmy się tam prawie jak w bajce, krążąc tajemniczymi przejściami w trzcinach i zaroślach od huśtawki do zjeżdżalni i od baru do ukrytych wśród roślinności stolików. No bajka, powiem Wam, i nasze dzieci tam zwariowały. Bardzo fajne miejsce na odpoczynek, przekąski i szaloną zabawę.
Wracając i klucząc ścieżkami wzdłuż wybrzeża, zatrzymywaliśmy się raz po raz na plażach, bo widoki były przepiękne, plaże puste, a dzieciaki miały trochę zabawy nad wodą. Widzieliśmy też miejsca, gdzie można podjechać i zorganizować sobie grilla.
Parenzana
O tej trasie słyszeliśmy dużo i chcieliśmy ją zobaczyć na własne oczy. Znaleźliśmy też wpis, w którym ktoś pisał, że można trasą pojechać kawałek i potem wrócić tą samą trasą i tak też postanowiliśmy zrobić.
Parenzana to stara trasa kolejowa, prowadząca z Poreć do Triestu, która została zamieniona na trasę rowerową. Jej długość to 123 km, więc trudno byłoby ją pokonać na raz. Jest dość ciekawa, bo prowadzi mostami i tunelami, wzdłuż winnic i obok małych miasteczek. Naszą wycieczkę zaczęliśmy w Viźinada, a skończyliśmy koło miasteczka Motovun. W jedną stronę jechało się całkiem przyjemnie – odrobinę z góry, w cieniu lasów i krzaków. Z powrotem droga nam się strasznie dłużyła. Byliśmy już trochę zmęczeni i było pod górę, ale nie było widać końca. Zmachani jak konie po westernie wyjechaliśmy w końcu na parking, ale wszyscy stwierdzili, że trasa była taka sobie. To znaczy widoki i wrażenia fajne, ale szkoda, że musieliśmy wracać tą samą trasą, nie zwiedziliśmy miasteczka Motovun i nie zaplanowaliśmy całodniowej wyprawy, która byłaby pętlą. Wydaje mi się, że mimo to warto się wybrać w taką trasę, tylko może trochę zaplanować inaczej niż my.
Istria na 7 dni – co warto zwiedzić
Istria to przede wszystkim wiele przepięknych, małych, nadmorskich miasteczek z Rovinj na czele. Rovinj przypomina trochę Wenecję bez kanałów i bardzo miasto Gallipoli, które zwiedzaliśmy w Apulli. My zaczęliśmy od Puli, bo to największe miasto na półwyspie. Poszwendaliśmy się kilka godzin po starym mieście, które jest dość ładne i kryje kilka zabytków pochodzących z czasów rzymskich. Jeśli ktoś chce zobaczyć największą atrakcję Puli, czyli rzymski amfiteatr, trochę kopię Koloseum tylko w mniejszej wersji, powinien koniecznie wybrać się do tego miasta. Zabytek robi wrażenie, pięknie się prezentuje na tle błękitnego nieba i jest w całkiem niezłym stanie. Weszłam nawet do środka, ale po tym, jak się widziało arenę w stolicy Włoch, to trochę byłam rozczarowana. Jeśli jednak ktoś nie widział tego typu budowli nigdzie wcześnie, polecam z całego serca, bo będzie pod wrażeniem. W mieście warto zobaczyć też katedrę i forum zbudowane w czasach rzymskich.
Kolejnym naszym punktem, który koniecznie chcieliśmy zwiedzić, był Rovinj. Miasto jest naprawdę godne uwagi i bardzo włoskie. Cóż się dziwić, z racji dziejów historii wpływy włoskie są tu namacalne. I tak się czuliśmy w tym mieście, krążąc wąskimi uliczkami po ścisłym, historycznym centrum i mijając restauracje serwujące pyszne dania na małych placykach. Byliśmy tam pod wieczór, więc panorama miasta o zmierzchu była dodatkową atrakcją. W Rovinj warto zwiedzić Kościół Św. Eufemii położony na wzgórzu i zwieńczony wysoką na 61 m wieżą.
Będąc na Istrii koniecznie trzeba zobaczyć też Poreč. Miasteczko typowo nadmorskie, ale jaki tam klimat! Naprawdę cudne miejsce do wieczornych spacerów, na randkę czy kolację. Mały port, labirynt uliczek i wpisana na listę UNESCO Bazylika Efrazjusza z przepięknymi mozaikami bizantyjskimi, którą koniecznie trzeba zobaczyć podczas pobytu w tym regionie Chorwacji.
Jak wiecie, Istria to nie tylko Chorwacja, ale również Słowenia. Dlatego też pomyśleliśmy, że warto pojechać do miejscowości, które uznawane są za perełki wybrzeża słoweńskiego. Pierwszy był Koper – położone na półwyspie miasto portowe. Jest to zresztą jedyny port handlowy w Słowenii. Podczas, gdy moja rodzinka zmęczona zwiedzaniem, postanowiła zostać na placu zabaw, ja weszłam w obręb starego miasta, które, niestety, w ogóle mnie nie powaliło. Doszłam do głównego placu, na którym są dwa główne zabytki miasta, czyli Pałac Pretorów oraz katedra i nie znajdując innych, ciekawych miejsc, dołączyłam szybko do reszty wycieczki. Koper wygląda pięknie z lotu ptaka, szczególnie malownicze są czerwone dachy kamienic starego miasta, które tworzą zwarte centrum. I to mi wpadło w oko. Jednak już na miejscu byłam rozczarowana, bo daleko tu było do klimatu Rovinj czy Poreča. Szybko stamtąd wyjechaliśmy do następnej miejscowości, która okazała się bardziej urokliwa.
Izola już z drogi wygląda super. Położona na cyplu jest typowo nadmorską miejscowością turystyczną. Cisza tu i spokój. I pięknie. Znowu zachwycają nas wąskie uliczki, małe kościółki i kolorowe kamieniczki z okiennicami, czyli wszystko to, co kochamy oglądać na południu Europy. Nie zatrzymujemy się tu jednak na długo, bo przed nami długi, wieczorny spacer w Piranie.
Na Piran warto przeznaczyć więcej czasu. Miejscowość jest tak malownicza, że spacer bulwarem wzdłuż morza to prawdziwa przyjemność. Do miasta nie ma wjazdu, samochód trzeba zostawić na samym początku przed portem. Tak też zrobiliśmy i wolnym krokiem poszliśmy obejrzeć Piran w świetle zachodzącego słońca. Uwielbiam takie miasteczka, które są przeurocze z tymi małymi placykami, wąskimi przejściami i restauracyjkami, o które prawie się zahacza, chcąc przejść dalej. Lubię poszwendać się i pozaglądać, co jest za rogiem kolejnej kamienicy. Do tego Piran nadaje się idealnie. I jeszcze, żeby spędzić tu romantyczny wieczór z ukochaną osobą.
Ostatnią przystanią w zwiedzaniu nadmorskich miast i miasteczek Istrii był Triest. Ponieważ wybrzeże Słowenii jest stosunkowo krótkie, szybko przejechaliśmy przez dwie granice do Włoch. A tam zderzyliśmy się z zupełnie inną atmosferą. Ponieważ Triest był niegdyś strategicznym miastem dla cesarstwa Austro-Węgier, widać tu zupełnie inny styl architektury niż w pozostałych miastach. Centralnym miejscem jest Piazza Unità d’Italia – jeden z najładniejszych Włoskich placów i bardzo nietypowy, bo wychodzący z jednej strony na morze. Przy placu pysznią się wspaniałe, monumentalne budynki, w tym centralnie usytuowany Ratusz. Stąd ruszamy pod górę wgłąb miasta. Triest jest położony na wzgórzu, więc trzeba przygotować się na wspinaczkę. Za to zejście w dół było niesamowite. Mnóstwo tu schodków, przejść, zakrętów i wszystko tak połączone, że bez problemu, nie znając topografii miasta, zeszliśmy do samego nabrzeża. Warto zobaczyć średniowieczną Katedrę św. Justyna, zamek San Giusto, ruiny rzymskiego amfiteatru, Canal Grande czy Molo Audace. 8 km od miasta jest też piękny zamek Miramar, ale go niestety nie widzieliśmy.
Może, gdybyśmy byli dłużej, zwiedzilibyśmy Istrię w głębi lądu. Jednak ledwo starczyło nam czasu na te atrakcje. Gdybyście jednak mieli więcej czasu niż my, zobaczcie miasteczko Hum, Roć i Groźnjan.
Podsumowanie
- Istria jest dość blisko Polski, więc można spokojnie dojechać tu samochodem, jednak przeprawa przez Czechy jest dość męcząca.
- Byliśmy tam w czasie majówki, więc pogoda była taka sobie. Raz ciepło, raz deszczowo.
- Można tu spędzić czas aktywnie, jeżdżąc na rowerze, polecam trasę na półwyspie Kamenjak i trasę rowerową Parenzana.
- Można także pozwiedzać. Nie ma tu zabytków nie wiadomo jakich (oprócz kilku perełek, takich jak Bazylika Eufrazjusza), ale miasteczka nadmorskie są bardzo urokliwe, szczególnie zapadł mi w pamięć Rovij, Poreć i Piran.
- Must see to: amfiteatr rzymski w Puli, kanał Limski, Bazylika Eufrazjusza w Poreću, Katedra Św. Eufemii w Rovinj, miasto Piran, Piazza Unita d’Italia w Trieście.
- Wybrzeże jest wąskie, ale można znaleźć ładne plaże, choć nie jest to ładny, żółty piasek, raczej skały i drobny żwirek.
- Warto zatrzymać się na kempingu Veśtar – ładne domki, przyjemne otoczenie, park wodny i plaże.